Rzeżucho – tak mało o Tobie wiem….. :)
Ciekawa sprawa z tą rzeżuchą. Przejrzałam wszystkie zgromadzone u mnie „dietetyczne” książki (uwierzcie, że jest ich sporo) i nigdzie nie napisali słowa o rzeżusze.. Dlaczego? Na pewno dlatego, że nie spożywamy jej na co dzień.. a szkoda. Jest pyszna, bardzo mało kosztuje, bardzo szybko rośnie i jak się domyślam, jest na pewno zdrowa. Oczywiście nie ma jej też w tabelach wartości odżywczej..
Nie jestem zwolenniczką wyszukiwania takich informacji w Internecie, ale chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, poza pójściem do biblioteki – co na pewno zrobię – pozostaje mi wujek Google. Znalazłam kilka stron, na których piszą o tej ciekawej roślince, jednak nigdzie nie ma podanych źródeł, skąd pochodzą informacje..Dlatego podchodzę do tego bardzo ostrożnie. We wszystkich pracach powtarza się informacja o wysokiej zawartości łatwo przyswajalnego jodu – co może mieć znaczenie w chorobach tarczycy, a także wysoka zawartość chromu – sprzymierzeńca diabetyków. Autorzy podkreślają, że rzeżucha jest istną bomba witaminową, jednak ja postanowiłam to sprawdzić. Mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć do odpowiednich materiałów dotyczących rzeżuchy, jednak przed świętami już nie zdążę..:) Mimo to, zachęcam Was do postawienia na swoim Wielkanocnym stole wyhodowanej przez Was rzeżuchy. Dodajcie ją do sałatek, do kanapek czy też po prostu jako dekorację:)
A jak ją wyhodować?
Bardzo prosto – bez problemu poradzą sobie z tym dzieci:)
Do wybranego przez nas naczynka wkładamy odrobinę waty lub ligniny, podlewamy wodą tak aby była wilgotna i wysypujemy na wierzch nasiona rzeżuchy. Codziennie dbamy o to, żeby nasza roślinka miała dostęp do wody i światła. Po kilku dniach zachwycamy się pięknie wyrośniętą rzeżuchą:) Ja na swoją czekałam 3 doby, więc jeszcze powinniście zdążyć przed Wielkanocą:)